Aleksandria to taka egipska dama z przeszłością. Z jednej strony nadmorski chillout, z drugiej historia, która wciska się w każdy zaułek. Jeśli zastanawiasz się, co zobaczyć w Aleksandrii, to dobrze trafiłeś. Bo to nie jest typowa „plażowa” miejscówka… ale też nie trzeba być archeologiem, żeby się tu dobrze bawić.
Miasto założone przez samego Aleksandra Wielkiego pachnie morzem, starożytną biblioteką i świeżo wyciskanym sokiem z trzciny cukrowej.
Są tu kolumny, katakumby, cytadele i… mewy. Mnóstwo mew. Ale przede wszystkim klimat, którego nie da się podrobić w żadnym innym miejscu Egiptu.
W tym artykule zabiorę Cię na spacer po najciekawszych atrakcjach Aleksandrii. Będzie trochę historii, trochę widoków, trochę lokalnych smaków. Wszystko w tempie slow, bo tu naprawdę nie warto się spieszyć.
No to co? Zakładamy okulary, chwytamy aparat i lecimy sprawdzić, co ta Aleksandria ma do pokazania.
Biblioteka Aleksandryjska

Zacznijmy z grubej rury. Bo jak szukasz w necie odpowiedzi na pytanie, co zobaczyć w Aleksandrii, to Biblioteka Aleksandryjska wyskakuje jak pierwszy wynik w Google. To nie tylko hołd dla starożytnej świątyni wiedzy, która spłonęła (albo i nie – temat na wieczorną debatę przy herbacie), ale też ultranowoczesne centrum kultury, które z zewnątrz wygląda jak kosmiczny talerz, a w środku… zaskakuje.
Nie musisz być molem książkowym, żeby docenić to miejsce. Oprócz czytelni, w której można się zgubić między regałami (dosłownie i emocjonalnie), są tu muzea tematyczne, interaktywne wystawy, planetarium i słynna sala rękopisów, czyli klimatyczna przestrzeń, gdzie światło odbija się od pergaminów jak w filmie o Indianie Jonesie, tylko ciszej.
Wejście nie kosztuje fortuny, a spacer po wnętrzach daje sporo satysfakcji nawet tym, którzy w podróży najchętniej czytają… kartę dań. A widok z tarasu? Widać morze, miasto i kawałek historii, który właśnie sobie przypominasz.
PRO TIP: wejdź z przewodnikiem lub chociaż zgarnij mapkę przy wejściu. Bez tego można przegapić fajne rzeczy, bo przestrzeń naprawdę robi wrażenie. I nie bój się zapytać pracowników. Wielu z nich to pasjonaci, którzy opowiedzą Ci coś ciekawego, zanim zdążysz powiedzieć „wow”.
Fort Qaitbey

Wyobraź sobie miejsce, gdzie kiedyś stała Latarnia z Faros, jedna z siedmiu cudów świata. Teraz w tym samym punkcie pręży się Fort Qaitbey, czyli solidna kamienna twierdza z XV wieku, która nie świeci, ale za to robi robotę wizualnie. I ma klimat. Dużo klimatu.
Fort został zbudowany z kamienia pochodzącego z dawnej latarni (czytaj: zero marnotrawstwa), a jego mury od wieków pilnują wejścia do portu w Aleksandrii. W środku znajdziesz wąskie korytarze, wieżyczki, dziedziniec i zejścia na morskie podziemia. Trochę jak w średniowiecznej grze, tylko z lepszym widokiem.
A skoro już mowa o widoku… panorama Morza Śródziemnego z murów fortu to coś, dla czego warto tam wejść. W oddali mewy, łodzie rybackie, fale, a Ty stoisz sobie jak sułtan z widokiem na cały horyzont.
Wejście kosztuje grosze (nawet jak przeliczysz z funta egipskiego), a spacer po forcie zajmuje tyle, ile chcesz, 20 minut albo godzinę, jeśli lubisz się zagubić w zakamarkach i robić zdjęcia każdemu oknu z kratą.
Katakumby Kom El Shoqafa

No dobra, jeśli w temacie: co zobaczyć w Aleksandrii, dla Ciebie tylko plaże i latarnie, to… czas zejść poziom niżej. A nawet trzy poziomy. Bo Katakumby Kom El Shoqafa to jedno z tych miejsc, które wyglądają niepozornie z zewnątrz. A potem nagle trafiasz do czegoś w stylu: grobowiec + świątynia + podziemne miasto w jednym.
To największe znane rzymskie katakumby w Egipcie. I serio, robią wrażenie.
Zjeżdżasz spiralną klatką schodową w dół, a tam… marmurowe sarkofagi, posągi o grecko-egipskich rysach, sala bankietowa dla zmarłych (tak, serio), a wszystko w lekkim półmroku i z odrobiną chłodku, który działa lepiej niż klimatyzacja.
Wnętrze to miks różnych stylów. Trochę faraońskiego, trochę greckiego, trochę rzymskiego. Jakby starożytni architekci nie mogli się zdecydować i stwierdzili „zróbmy wszystko!”. Efekt? Fascynujący chaos w kamieniu.
Warto wiedzieć: zdjęć w środku nie zrobisz, gdyż obowiązuje zakaz. Ale i tak najlepiej zapamiętasz to wszystko oczami. I nosem, bo wilgotność w tych podziemiach jest konkretna.
Ważne: nie przychodź tu z dużą grupą. Miejsce jest ciasne i echo działa tu lepiej niż megafon. A najlepiej wejść z przewodnikiem, ponieważ bez tego łatwo przegapić detale, które robią największe wrażenie (np. posąg z głową lwa i ciałem człowieka, co wygląda jak starożytny boss w RPG).
Amfiteatr rzymski

Jeśli lubisz ruiny, ale niekoniecznie takie, gdzie trzeba uruchamiać wyobraźnię na 110%, to amfiteatr rzymski w Aleksandrii będzie jak znalazł. Bo to są ruiny z tych fotogenicznych… kamienne ławki, kolumny, kawałek mozaiki, a wszystko zadbane i ładnie wyeksponowane. Zero gruzu i totalnego chaosu. Tylko lekko pochylona scena i historia, która niemal sama się opowiada.
Amfiteatr odkryto dopiero w XX wieku i od tamtej pory robi karierę wśród turystów, którzy szukają czegoś rzymskiego w egipskim wydaniu. I faktycznie, widać tu rzymską rękę, ale z lokalnym twistem. Całość mieściła ok. 800 osób, więc raczej kameralne koncerty, a nie igrzyska na 100 tysięcy.
Wokół znajdziesz pozostałości dawnych willi, kolumn i systemów wodnych. Można się tu pokręcić, porobić zdjęcia bez tłumów i na chwilę poczuć, jakbyś trafił na plan serialu historycznego z HBO.
Nie trzeba być pasjonatem starożytności, żeby to miejsce docenić. Nawet jeśli twoja relacja z historią kończyła się na „wkułem, zapomniałem”, to tu po prostu dobrze się spaceruje. I wszystko jakoś samo się układa w głowie.
Pałac Montazah

A teraz coś dla tych, którzy po piramidach, katakumbach i ruinach chcą po prostu… odetchnąć. Pałac Montazah to królewski akcent w Aleksandrii, ale nie taki pompatyczny. Bardziej w stylu: „przyjdź, pospaceruj, zrób milion zdjęć i odpocznij nad morzem”. Brzmi dobrze? Bo tak właśnie jest.
Sam pałac wygląda jak miks bajki Disneya z włoskim zamkiem. Wieżyczki, balkoniki, czerwone dachówki – coś, co totalnie nie kojarzy się z Egiptem, a jednak… pasuje. Do środka raczej nie wejdziesz (chyba że jesteś członkiem rodziny królewskiej, a nie mówiłeś), ale to nie problem, bo największą atrakcją są ogrody.
Rozciągają się nad samym brzegiem morza. Palmy, ścieżki, cień, ławki, trawniki – idealne miejsce na piknik albo leniwy spacer z widokiem na fale. A jeśli masz aparat (albo chociaż telefon, który udaje aparat), to Montaza to złoto. Zwłaszcza o zachodzie słońca.
PRO TIP: Weź ze sobą coś do przegryzienia i butelkę wody. W parku są miejsca idealne na małą przekąskę, a kupić coś na miejscu bywa trudno. Można też wynająć rower, jeśli masz ochotę pojeździć po alejce z widokiem na morze i udawać, że jesteś w Cannes.
Montazah to spokojna Aleksandria. Taka, której się nie spodziewasz, ale której potem długo nie zapomnisz.
Corniche

Jeśli szukasz tej mniej turystycznej, a bardziej prawdziwej twarzy Aleksandrii, to Corniche jest dokładnie tym miejscem. To długi nadmorski deptak, który ciągnie się wzdłuż wybrzeża jak wstążka i nie chodzi tu o żadne wielkie atrakcje. Chodzi o klimat.
Tu zobaczysz lokalne życie w pełnej krasie: dzieciaki sprzedające watę cukrową, starszych panów z szklaneczką herbaty i plastikowym krzesełkiem, zakochanych robiących sobie selfie pod latarnią i chłopaków grających w piłkę między ławką a murkiem. Niepozorne sceny, ale właśnie to robi robotę.
Spacer wzdłuż Corniche działa jak reset. Idziesz, wiatr od morza smaga Ci twarz, ktoś częstuje Cię chałwą, a Ty myślisz sobie: „Kurczę, w sumie to lubię tę Aleksandrię”. W pewnym momencie siadasz na murku, zamawiasz herbatę z miętą albo kawę z imbirem z najbliższego ulicznego wózka i obserwujesz ludzi. I nic więcej nie musisz robić.
Najlepszy moment, aby tu przyjść to zachód słońca. Niebo robi się pastelowe, morze szumi, a Aleksandria zwalnia. Serio, nawet klaksony milkną na chwilę. Weź coś do picia, coś do przegryzienia i daj się tej chwili ponieść. To nie musi być przewodnikowa atrakcja, żeby została w pamięci.
Muzeum Grecko-Rzymskie

Masz ochotę na coś z klimatem „Indiana Jones spotyka Aleksandra Wielkiego”? Muzeum Grecko-Rzymskie w Aleksandrii jest właśnie dla Ciebie.
Jeśli zastanawiasz się co zobaczyć w Aleksandrii poza klasycznym zestawem „widok + plaża”, to tu poczujesz klimat starożytnego miasta naprawdę od środka. Znajdziesz rzeźby, amfory, fragmenty kolumn, ceramikę i codzienne przedmioty sprzed tysięcy lat. Wszystko z czasów, gdy Aleksandria była jednym z najbardziej kosmopolitycznych miast świata.
Co najlepsze, kolekcja nie przytłacza. Nie ma tu setek sal i eksponatów „z obowiązku”. Możesz spokojnie przejść przez wystawę w godzinę albo zostać dłużej i naprawdę zagłębić się w historię, która łączy egipskie korzenie z grecko-rzymską estetyką. Sfinksy z greckimi rysami? Proszę bardzo.
Muzeum przez wiele lat było zamknięte na renowację, ale teraz wróciło w odświeżonej wersji. Sprawdź aktualne godziny otwarcia (czasem się zmieniają) i przyjdź z samego rana – spokój, cisza i światło idealne do oglądania detali. A potem… można iść na kawę i trawić antyk w swoim tempie.
Jak poruszać się po Aleksandrii i nie zgubić nastroju?
Aleksandria to miasto rozciągnięte jak spaghetti na talerzu. Niby wszystko wzdłuż wybrzeża, ale z jednej atrakcji do drugiej potrafi być konkretny kawałek drogi. Dlatego jeśli nie chcesz stracić nastroju (ani nerwów), warto wiedzieć, jak się po niej poruszać.
- Opcja nr 1: Uber. Tak, działa w Aleksandrii. I działa dobrze. Ceny są przyzwoite, aplikacja robi robotę, a kierowcy zazwyczaj znają skróty, których nie znajdziesz w Google Maps. Jeśli nie chcesz się bawić w targowanie i szukanie drobnych, to Twój środek transportu.
- Opcja nr 2: taksówki. Klasyczne, białe albo czarne z żółtym. Działają, ale… trzeba się targować. I to od razu, zanim wsiądziesz. Bo jak już ruszysz, to możesz usłyszeć stawkę z kosmosu. Zasada? Mów, ile chcesz zapłacić. Jak się nie zgodzi – idziesz dalej. Zadziała w 80% przypadków.
- Opcja nr 3: tramwaje i mikrobusy. Dla hardkorów i lokalsów. Tanie, ale kompletnie nieprzewidywalne. Jak masz ochotę na przygodę – why not. Jak zależy Ci na czasie i klimacie „slow city break” to lepiej trzymaj się Ubera.
- Gdzie uważać? W okolicach głównych atrakcji np. przy Bibliotece, Fort Qaitbay czy Corniche – niektórzy „taksówkarze” próbują łapać turystów i strzelać stawki z czapki. Uśmiechnij się, podziękuj i włącz aplikację. Twój portfel Ci podziękuje.
Poruszanie się po Aleksandrii nie musi być udręką. Wystarczy luz w głowie, dobra aplikacja w kieszeni i trochę cierpliwości. A wtedy wszystko gra, jak latarnia z Faros, tylko w wersji na cztery kółka.