Gdy pierwszy raz wylądowałam w Egipcie, marzyłam tylko o plaży, drinku z parasolką i tym, żeby internet w hotelach w Egipcie działał… no, w ogóle. Szybko jednak życie pokazało mi figę z makiem. Nie zrozum mnie źle, Egipt to przepiękny chaos (kocham go!), ale jeśli chodzi o Wi-Fi w hotelu, to bywa naprawdę… zabawnie.
W tym artykule opowiem Ci bez owijania w bawełnę, jak się ma hotelowy internet. Czy warto polegać na tym, co oferuje hotel? Czy lepiej od razu ogarnąć coś swojego? Bez zbędnych legend, tylko fakty z życia wzięte… i kilka trików od osoby, która przećwiczyła ten temat na własnej skórze.
Internet w hotelach w Egipcie, jak to wygląda naprawdę?
Jeśli myślisz, że internet w hotelach w Egipcie będzie działał jak złoto… to cóż, przygotuj się na lekki reality check. Oczekiwania turystów, szczególnie tych rozpieszczonych szybkim Wi-Fi w Polsce, często rozbijają się o rafę rzeczywistości szybciej niż pierwszy nurek na wycieczce.
W wielu hotelach dostęp do internetu jest… teoretycznie. Owszem, w lobby coś tam śmiga, czasem nawet przy basenie złapiesz kreskę lub dwie (kiedy akurat wiatr zawieje w dobrą stronę). Ale jeśli marzysz o Netflixie w pokoju czy wideorozmowie z rodziną, to może być… lekko mówiąc… wyzwaniem.
Nie jest to jednak żadna katastrofa. Trzeba po prostu wiedzieć, czego się spodziewać i jak się przygotować. I tu właśnie wchodzę ja, cała na biało… no dobra, bardziej opalona, ale z całą walizką internetowych patentów.
Czy hotelowe Wi-Fi jest darmowe, szybkie i stabilne?
Teoretycznie – tak. Praktycznie… różnie. W wielu miejscach hotelowy internet reklamują jako darmowy. Ale jak tylko przyjedziesz, to okazuje się, że darmowe jest tylko pół godziny dziennie… w lobby… przy recepcji… na jednej, magicznej kanapie, gdzie siadają wszyscy w promieniu pięćdziesięciu metrów.

Jeśli chcesz mieć internet w pokoju albo korzystać z niego bez limitów, często trzeba dopłacić. Ceny? Zaczynają się od kilku dolarów za dzień, ale bywają też perełki za dwadzieścia dolców tygodniowo (gdzie „perełka” oznacza prędkość na poziomie wysyłania gołębi pocztowych).
Prędkość? Cóż… o Netflix raczej zapomnij. YouTube na 144p jeszcze jakoś zipie, ale rozmowa na Zoomie albo granie online to już wyższa szkoła jazdy. Stabilność? Jeśli sieć działa rano, to nie oznacza, że po południu nie zniknie szybciej niż falafel ze śniadaniowego bufetu.
Gdzie w hotelu internet działa najlepiej?
Internet w hotelach w Egipcie ma swoje ulubione miejscówki… i Twój pokój niestety rzadko się do nich zalicza.
Największe szanse na złapanie sygnału masz oczywiście w lobby.
Tak, tym samym, gdzie biegają dzieci, ktoś śpiewa „Despacito” na żywo, a obok Ciebie kłębi się dziesięć innych osób z telefonami wyciągniętymi w stronę nieba.
Recepcja to kolejny klasyk. Jeśli usiądziesz wystarczająco blisko, masz szansę nawet na płynne przeglądanie Facebooka (oczywiście, jeśli nie trafi się akurat zmasowany atak selfie-uploadów).
Kawiarenki hotelowe? Czasami tam też złapiesz lepszy sygnał, zwłaszcza jeśli sprytnie usiądziesz pod routerem (serio, warto zerknąć na sufit).
A pokoje? Ech… bywa różnie. W większości hoteli sygnał w pokojach jest jak fatamorgana: niby jest kreska, ale internetu brak. Dlatego właśnie na plaży ludzie często wyglądają jak zombie. Nie dlatego, że za dużo słońca, tylko próbują złapać Wi-Fi!
Czy warto mieć własny internet w Egipcie?
Odpowiedź jest prosta jak budowa kija: jeśli internet ma dla Ciebie większe znaczenie niż animacje przy basenie… to tak, zdecydowanie warto mieć coś własnego.
Lokalne karty SIM to złoto. Za kilka dolarów możesz mieć kilka gigabajtów internetu, który działa szybciej niż hotelowe Wi-Fi marzeń.

Dla kogo to rozwiązanie? Jeśli planujesz siedzieć na Instagramie, wrzucać relacje na bieżąco albo po prostu chcesz mieć pewność, że kontakt ze światem nie przerwie się w najmniej odpowiednim momencie – bierz kartę SIM bez zastanowienia.
A jeśli podróżujesz w grupie, warto zainwestować w mobilny router. Kupujesz jedną kartę, podłączasz kilka urządzeń naraz i masz święty spokój. Opcja idealna na rodzinne wyjazdy, wypady ze znajomymi albo… dla osób, które zabrały ze sobą więcej elektroniki niż ubrań.
Jak zdobyć własny internet na wakacjach w Egipcie?
Zdobycie własnego internetu w Egipcie jest prostsze niż zamówienie kawy po arabsku (sprawdzone!). Po przylocie najlepiej od razu rozejrzeć się za stoiskami operatorów na lotnisku. Znajdziesz tam takie marki jak Vodafone, Orange czy Etisalat. Wszystkie oferują karty SIM na turystycznych warunkach.
Ceny? Spokojnie zmieścisz się w 10–20 dolarach za paczkę kilku lub kilkunastu gigabajtów. Wystarczy pokazać paszport, wybrać pakiet i gotowe. No, prawie gotowe.
Czasem aktywacja zajmuje kilka minut, a czasem musisz dodać własnoręcznie kod lub pobawić się w ustawieniach telefonu. Nic trudnego, ale warto o tym wiedzieć, żeby nie panikować, gdy internet nie pojawi się od razu.
Na co uważać? Sprawdź, czy sprzedawca naprawdę aktywował kartę. Poproś o pokazanie, że internet działa. Unikaj podejrzanie tanich ofert w hotelowych sklepikach. Zdarza się, że takie karty mają internet kończący się szybciej niż pierwszy drink all inclusive.
Moje doświadczenia czyli kilka historii z życia wziętych
Internet w hotelach w Egipcie nauczył mnie więcej cierpliwości niż wszystkie kursy mindfulness razem wzięte.
Pierwszy raz, gdy próbowałam przesłać zdjęcie piramidy do znajomych, internet zgasł… dokładnie w momencie, kiedy dodałam podpis „patrzcie na to cudo!”. W efekcie poszła tylko wiadomość „patrzcie”, a reszta ekipy myślała, że straciłam przytomność pod Sfinksem.
Innym razem postanowiłam spróbować hotelowego Wi-Fi na rozmowę z rodziną. Połączyłam się w lobby, było pięknie przez pierwsze dziesięć sekund. Potem ekran zacinał się co dwie litery. Przestałam, gdy moja mama zrozumiała „wszystko… ok… wąż… pokój”. Widziałam ten bilet powrotny do Polski w jej oczach.
Najlepszy patent? Kupiłam kiedyś w egipskim Auchan mobilny router za równowartość czterdziestu złotych. Podłączyłam kartę SIM i… magia! Netflix, YouTube, wideorozmowy, wszystko działało jak w bajce. Router stał potem na środku stołu w hotelowym pokoju jak jakiś święty amulet chroniący przed internetową klęską.